Konsupcjonizm? O nie! Poświąteczne przemyślenia
Pamiętasz jaka była Twoja ulubiona zabawka z dzieciństwa? Taka, która wydawała Ci się naprawdę ładna i wyjątkowa? Lalka, samochód albo jakiś pluszak, którego plastikowe oczka było widać tylko wtedy, kiedy odsunęło się futerko paluszkiem? Nie wiem jak w Waszym przypadku, ale kiedy ja wracam pamięcią do swoich ukochanych zabawek, wśród wspomnień nie znajduję feerii barw i dźwięków. A kiedy myślę o ulubionych ZABAWACH, nie pojawiają się w ogóle żadne przeznaczone do tego przedmioty.
Trochę nauki
W ostatnim czasie trafiłam na opis pewnego eksperymentu przeprowadzonego w Niemczech, w którym grupie dzieci w przedszkolu zabrano zabawki. W rezultacie maluchy, z początku skonsternowane i znudzone, po jakimś czasie zaczęły wykazywać właściwą sobie kreatywność i wynajdywać sposoby na zabawę. Zachęcone sukcesem kolejne przedszkola decydowały się na wprowadzenie okresów, kiedy w salach nie było żadnych zabawek – poza stołami, krzesłami i kocami. Internet jest pełen opisów znaczenia takiej formy aktywności dla rozwoju: dzieci potrafią lepiej się skupić, odkrywają siebie i drzemiący w nich potencjał. Polegając na własnej wyobraźni budują pewność siebie i uczą się jak znajdować sobie zajęcie. A wszystko to, kiedy ich aktywność nie jest dyktowana przez opiekunów ani zabawki.
Teraz jako mama sama decyduję, co będzie współtworzyć magiczny świat dzieciństwa mojego synka. Od samego początku, trochę intuicyjnie, powstrzymywałam się od kupowania zabawek. W zasadzie wszystko, co moje dziecko posiada w tym momencie jest albo prezentem albo dostało w spadku. A i tak uważam, że jest tego za dużo, większość zabawek jest pochowana w pudle, na zewnątrz stoi kilka ulubionych, które i notorycznie przegrywają z paczką chusteczek higienicznych, tubką z kremem, plastikową butelką lub moim kapciem. Alternatywnie, jeśli mąż przysiądzie obok na podłodze – jego skórzany pasek wraz z klamrą to niekwestionowany numer jeden. U niani hitem są klamerki. Też to znacie?
Na celowniku
Te Święta spędzaliśmy po raz pierwszy w komplecie. Jako świeżo upieczona mama i nowa członkini grupy docelowej natarczywych reklam zachwalających coraz to wymyślniejsze zabawki, poczułam się absolutnie przytłoczona okołoświątecznym zakupowym szaleństwie. Z przekory i ciekawości zapytałam mam na jednej z grup na Facebooku, czym najchętniej bawią się ich maluchy. Nie zdziwiło mnie, że żadna nie odpisała ‘’zabawka interaktywna’’ czy inna ‘’kula-hula’’. Okazało się, że wśród dzieci do 2 roku życia rządzą niepodzielnie: pudełeczka, odkurzacz / rura od odkurzacza, tasiemki, kable, miski domowych zwierząt, garnki, foremki i inne przyrządy kuchenne, np. blender z wyjętym ostrzem, wszelkie kartony, w tym oczywiście te po zabawkach. No i buty. Najchętniej Taty Najpierw gryzione, jak nikt nie patrzy, a potem noszone z dumą po domu.
Patrzę na ilość otrzymanych w samym tylko grudniu zabawek i w głowie podliczam wydane na to pieniądze. Połowa tego budżetu wystarczyłaby na zakup np. jednej tablicy manipulacyjnej, którą uważam za jedną z rozsądniejszych opcji jeśli chodzi o wydawanie kasy na zabawki dla maluchów. Zyskałoby na tym dziecko, portfel i środowisko.
Dobrym prezentem byłby też porządny nawilżacz do powietrza, albo nawet odświeżacz w dobie wszechobecnego smogu. Jako prezent sprawdzą się też pierwsze buciki dla malucha, skórzane papcie, lub inna rzecz, niekoniecznie będąca zabawką, ale która wspomoże zdrowy rozwój malucha. Zresztą jak wynika z wypowiedzi mam, to pudełko po nawilżaczu dałoby równą, jak nie większą frajdę niż zabawka.
I trochę eko
Z tym wszystkim o czym piszę wiąże się jeszcze jeden aspekt. Choć nie należę do osób przesadnie ekologicznych to jednak wszędzie tam, gdzie mogę, dokonuję wyborów na plus dla mojej planety. I myślę, że nie tylko w moim przypadku posiadanie dziecka nadało poważniejszego tonu rozmyślaniom o przyszłości środowiska naturalnego i jego zasobów. Zauważyliście to? Już od października – dziesiątki kilogramów tandetnej chińszczyzny sprzedawanej nam jako świąteczne dekoracje kłuły w oczy ze wszystkich stron. Plastik, styropian, folia, więcej plastiku, brokat, więcej folii. I to właśnie w tym roku, wraz ze wzrostem mojej świadomości, zauważyłam po raz pierwszy kolejną gałąź potężnej produkcji śmieci na sprzedaż – mnóstwa zabawek których moje i Twój Maluch nie potrzebuje i którymi i tak nie będzie się bawić.
Nie zbawimy świata i nie chodzi o to, żeby go zbawiać. Ale jeżeli zmiana podejścia w kwestii kupowania zabawek dziecku, zwłaszcza w okresie świątecznym, może przynieść korzyść jemu, rodzinnym finansom i środowisku – to warto pójść w tym kierunku.
I na koniec banalne stwierdzenie, tak banalne, że czasem jego oczywisty sens i znaczenie umykają nam i naszym bliskim w codziennej gonitwie. Dla każdego dziecka najlepszą zabawką interaktywną jest rodzic, tudzież inny dziadek lub ciocia. A najcenniejszym prezentem – czas.
Warto poczytać więcej:
1. The nursery that took all the children's toys away
https://www.independent.co.uk/news/education/education-news/the-nursery-that-took-all-the-children-s-toys-away-1125048.html";
2. Children Play Less the More Toys They Get
https://rense.com//general8/yots.htm";
3. Toy-free Kindergarten: A Project to Prevent Addiction for Children and with Children
http://www.spielzeugfreierkindergarten.de/pdf/englisch.pdf";
4. Why depriving your kids of toys is a great idea
https://www.theguardian.com/global/2015/sep/01/depriving-your-kids-of-toys-great-idea";